poniedziałek, 16 kwietnia 2012

dwójeczka

Następny wpis miał być o prowincji, ale że Matki Polki mnie zagrzewają do dalszego pisania (w miejsce Polki należy wstawić odpowiednie imię dziecka : ) ),  to postanowiłam, że ten post będzie o elemencie, który czyni ze mnie matkę, czyli o Polce właśnie.
Muszę zacząć od tego, że jakiś czas temu ucieszyłam się (jak się okazało- na zapas) z tego jak wyglądają noce. Korzystając ze zmiany czasu z zimowego na letni bez żadnego problemu przestawiłam Polę na zasypianie o 20. Wcześniej zasypiała o 19, a wstawała k. 5.30, więc po przestawieniu pobudka siłą rzeczy przesunęła się na godzinę 7. Zwykle noc przebiegała spokojnie, z małą przerwą na mleko w okolicach 5 rano. No bajka normalnie! Ale do czasu…. I tu trzeba przytoczyć słowa siostry, która w tym temacie często z jej ust padają- „u dzieci to się zmienia jak w kalejdoskopie”. Chyba wie co mówi, bo ma dwie córki, a poza tym sprawdziło się i u Poli. Zmieniło się….. na gorsze, teraz pobudki mamy znowu o 5.30. I tu muszę poruszyć temat, który dla tych, którzy mnie znają (i ten wpis czytają) nie będzie zaskoczeniem. Powodem tych pobudek jest najnaturalniejsza na świecie kupa, czyli tzw. dwójeczka. Tak wynika z moich obserwacji, bo obstawiam, że nie jest to raczej nagła chęć powitania dnia razem z babcią, która w tygodniu roboczym o tej porze nastawia wodę na kawę (chyba jest to pierwsza czynność, którą wykonuje babcia po przebudzeniu, nawet „jedyneczka” zdaje się być czynnością następującą po tej). No ale wracając do tej dwójeczki (Poli oczywiście), to pojawia się ona w dość ekspresowym tempie po przebudzeniu. Fakt, że przebudzenie jest teraz trochę dłuższe, bo wcześniej działało to jak on/off, śpi/ nie śpi. Teraz, żeby się obudzić musi trochę ze sobą powalczyć. Zanim na stałe utrzyma jakiś pion, kilka razy ponosi klęskę. Już prawie siedzi i bach, głowa w kołdrze, za chwilę już prawie stoi i bach głowa między kolanami (to zadziwiające, że dzieci bez wieloletnich ćwiczeń jogi potrafią się złożyć w pół i szkoda wielka, że później organizm zatraca tę umiejętność, chociaż dla nauczycieli jogi pewnie nie szkoda, bo mają jakiś cel w życiu-nauczyć czegoś co już się kiedyś umiało). No ale jak to to się  już rozbudzi to nie ma zmiłuj… Cały pokój gra i buczy, dzięki uprzejmości współczesnych zabawek dla dzieci. A oprócz tego można się przywitać z babcią. I gdy babcia wychodzi z domu do pracy, zwykle Polę siły opuszczają i jeszcze na godzinkę zasypia. A ja razem z nią. Dzięki temu w okolicach 7.30 (raczej przed niż po) możemy zacząć nasz radosny dzień.
Ale sam temat spania, a raczej pozycji w jakich się sypia też ostatnimi czasy zaczął być fascynujący. Niemalże każdego wieczoru kiedy wchodzę do naszego pokoju zastaję jakąś niespodziankę. Najbardziej ekstremalne forma to maksymalnie odchylona głowa do tyłu i twarz wciśnięta między szczebelki łóżeczka, tylko po to by reszta tułowia mogła swobodnie spoczywać w poprzek łóżeczka. Czasami chwytam za komórkę i robię szybką dokumentację, a czasami rzucam się do ratunku, bo te pozycje zdają się niemalże zagrażać jej życiu. Przyczynę tych dziwacznych pozycji też znam – i tu znowu nie będzie zaskoczenia wśród tych, którzy mnie ciut lepiej znają- zwykle powodem tych dziwnych wygibasów są najnaturalniejsze na świecie gazy, czyli tzw. bąki. A „niepuszczone bąki unoszą się do głowy i stąd się biorą posrane pomysły” i o tym też będzie, ale już innym razem. Ja zmykam spać bo to niezwykle intensywny dzień był. Spokojnej, bezgazowej nocy wszystkim!

A tu trochę nas, z wakacji w obiektywie Małej:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz