poniedziałek, 2 kwietnia 2012

małe cuda

Czasami brzmią mi w uszach słowa „nigdy nie będziesz samotną matką”. Pamiętam jak akurat wychodziliśmy z domu (ja już z dość widocznym brzuchem) i planowałam, jak to będzie nam łatwiej zapisać dziecko do przedszkola, bo skoro my w zwiazku nieformalnym, to i samotne macierzyństwo można udawać. I wtedy padło „Nigdy nie będziesz musiała udawać, bo nie będziesz samotną matką!”. Być może było w tym i trochę oburzenia, nie pamiętam, no ale obietnicy nie pierwszy i nie ostatni raz nie udało się dotrzymać i tym oto sposobem dzisiaj rozliczam się „ w sposób przewidziany dla osób samotnie wychowujących dzieci”.  Z tego powowdu wylądowałam po dziesięciu latach nieobecności (nielicząc wizyt świątecznych i wakacyjnych) z powrotem „na prowincji”, u rodziców. Tyle, że tym razem z małym kurczakiem pod pachą. Dzisiaj kurczak jest już raczej „pieskiem”- tak jest nazywana przez dziadka gdy radośnie czworakuje przy mojej nodze:) No   i mniej więcej o tym będzie ten blog- o moim samotnym macierzyństwie na prowincji.

Będzie też o małych cudach dnia codziennego... i właśnie przed chwilą taki się zdarzył. Ponad miesiąc temu wygrałam „zestaw dla zapracowanych” (tylko jeszcze na pracę czekam) w promocji dżemów Łowicz. Nagroda nieprzychodziła i nieprzychodziła aż w końcu zebrałam się z napisaniem maila z zapytaniem o co kaman. I jak tylko wysłałam maila, zapukał listonosz do drzwi (dosłownie!!!). Oczywiście przesyłka to była moja wygrana- ku mojemu zaskoczeniu po otwarciu kartonika. I jak to nazwać?:) Chyba jestem zbyt dużą optymistką, żeby podpisać to zdarzenie „zbiegiem okoliczności”. A taka to nagroda, trzeba przyznać, że całkiem solidna:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz