niedziela, 19 sierpnia 2012

Codzienność i małe cuda cz.III


     Ostatnio problemy egzystencjalne wyparły zwykłą codzienność, więc dzisiaj nadrabiam. W samotnym macierzyństwie jesteśmy na etapie „wyrzucania” (znaczy Pola jest). Wyrzucania do dwóch pojemników- kosza na śmieci albo kosza na te drugie odpady, czyli muszli klozetowej. Ostatnio siadam na ten z koszy na który się zwyczajowo siada, żeby „odcedzić kartofelki”, ale jakoś tak przypadkiem zerkam do środka, a tam pływa sobie moje „fafkulce” (czyli dezodorant typu roll-on). Szczęśliwie było to puste opakowanie, które i tak miało powędrować do właściwego kosza. Z muszli wyciągałam też jabłka... I te mimo swojej użyteczności, również musiały trafić do śmieci. Do kosza na śmieci za to trafia zasiusiana pielucha, za co Pola dostaje brawo, więc za nią (pieluchą, nie Polą) idą w ruch kolejne „śmieci”, czyli zmiotka i szufelka (regularnie i obowiązkowo tuż za pieluchą), czasami zabawki, pilot tv dziadków albo moje koraliki… ostatnio wylądował też bodziak, bo z rozpędu zamiast powiedzieć „zanieś do kosza na pranie” powiedziałam „do kosza na śmieci” i mimo szybkiego sprostowania to pierwsze polecenie zostało wykonane. Ciekawe ile rzeczy wyrzuciliśmy nie wiedząc o tym….  Mój Polonez – jak ją ciotka zwie, generalnie robi się mocno kumatym stworzeniem, gadka zaczyna się powoli włączać i robi się coraz ciekawiej: )
    A co do małych cudów, to wypadło nam babskie spotkanie z koleżanką z podstawówki, którą widziałyśmy ok. 15 lat temu. Szłyśmy sobie gromadką bab i wspominałyśmy jak biegaliśmy pod blokiem i kiedyś znaleźliśmy jeża, którego zawiniętego w sweter (nie dało się wziąć gołymi rękoma) oglądaliśmy z wielkim zaciekawieniem, a głównym łapaczem był kolega-często występujący w roli rodzynka w tych naszych podblokowych zabawach. I tak idziemy gadamy, a tu przy krawężniku stoi jeż! Zachwycamy się tym jeżem a tu kolega- rodzynek się pojawia ni stąd ni zowąd (zmierzał do tej samej knajpy co my). Takie deja vu w realu, 20 lat później J Oczywiście tym razem nie stresowaliśmy już jeża i zostawiliśmy go w spokoju (pewnie dlatego, że tym razem mieliśmy w perspektywie piwo w knajpie, a 20 lat temu jedynie powrót do domu). Ale splot okoliczności miał w sobie jakąś magię. A przynajmniej ja tak to widzę J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz