Ostatnio problemy egzystencjalne wyparły zwykłą
codzienność, więc dzisiaj nadrabiam. W samotnym macierzyństwie jesteśmy na
etapie „wyrzucania” (znaczy Pola jest). Wyrzucania do dwóch pojemników- kosza
na śmieci albo kosza na te drugie odpady, czyli muszli klozetowej. Ostatnio
siadam na ten z koszy na który się zwyczajowo siada, żeby „odcedzić
kartofelki”, ale jakoś tak przypadkiem zerkam do środka, a tam pływa sobie moje
„fafkulce” (czyli dezodorant typu roll-on). Szczęśliwie było to puste
opakowanie, które i tak miało powędrować do właściwego kosza. Z muszli
wyciągałam też jabłka... I te mimo swojej użyteczności, również musiały trafić
do śmieci. Do kosza na śmieci za to trafia zasiusiana pielucha, za co Pola
dostaje brawo, więc za nią (pieluchą, nie Polą) idą w ruch kolejne „śmieci”, czyli zmiotka i
szufelka (regularnie i obowiązkowo tuż za pieluchą), czasami zabawki, pilot tv dziadków albo moje koraliki… ostatnio wylądował też bodziak, bo z rozpędu
zamiast powiedzieć „zanieś do kosza na pranie” powiedziałam „do kosza na śmieci”
i mimo szybkiego sprostowania to pierwsze polecenie zostało wykonane. Ciekawe
ile rzeczy wyrzuciliśmy nie wiedząc o tym…. Mój Polonez – jak ją ciotka zwie, generalnie
robi się mocno kumatym stworzeniem, gadka zaczyna się powoli włączać i robi się
coraz ciekawiej: )
A co do małych cudów, to wypadło nam babskie spotkanie z
koleżanką z podstawówki, którą widziałyśmy ok. 15 lat temu. Szłyśmy sobie
gromadką bab i wspominałyśmy jak biegaliśmy pod blokiem i kiedyś znaleźliśmy
jeża, którego zawiniętego w sweter (nie dało się wziąć gołymi rękoma) oglądaliśmy z
wielkim zaciekawieniem, a głównym łapaczem był kolega-często występujący w roli
rodzynka w tych naszych podblokowych zabawach. I tak idziemy gadamy, a tu przy
krawężniku stoi jeż! Zachwycamy się tym jeżem a tu kolega- rodzynek się pojawia
ni stąd ni zowąd (zmierzał do tej samej knajpy co my). Takie deja vu w realu, 20
lat później J Oczywiście
tym razem nie stresowaliśmy już jeża i zostawiliśmy go w spokoju (pewnie
dlatego, że tym razem mieliśmy w perspektywie piwo w knajpie, a 20 lat temu
jedynie powrót do domu). Ale splot okoliczności miał w sobie jakąś magię. A
przynajmniej ja tak to widzę J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz