Moje dziecię dostało od swojego taty książkę z wierszami
Konopnickiej, a w niej znajduje się nieznany mi dotąd wiersz pt. „Jaskółeczka”,
zaczyna się tak:
„Nasza czarna jaskółeczka
Przyleciała do gniazdeczka
Przez daleki kraj,
Bo w tym gniazdku się rodziła,
Bo tu jest jej strzecha miła,
Bo tu jest jej raj.”
I nie żebym była czarna (wręcz biała jak córka młynarza),
ale poczułam, że to o mnie jest. Przez całą Polskę przejechałam, żeby wrócić w
swoje rodzinne strony, no ale sedno znajduje się w tym „bo tu jest jej raj”.
Spotkałam niedawno koleżankę z podstawówki, która jak większość moich
rówieśników wybyła stąd i mieszka w większym mieście (czy raczej „dużym”, bo
większe miasto od mojego to może być
Pcim DolnyJ).
I tak od słowa do słowa i okazuje się, że „no mieszka tam, ale nie wie czy na
zawsze, czasami myśli żeby tu wrócić”. No ale pewnie nie wróci, bo nasz powiat
osiągnął ostatnio zaszczytne pierwsze miejsce w stopniu zaawansowania
bezrobocia. Nie wróci, tak jak większość zapewne. No chyba, że coś się wydarzy
i oprócz urokliwego miejsca do życia, będzie za co żyć.
Gdy dziesięć lat temu emigrowałam stąd, dwa lata trwało,
zanim pogodziłam się z myślą, że muszę mieszkać gdzie indziej, bo tu nie ma
szans na pracę (no i przydałoby się dalej poedukować). Oczywiście padło na
Warszawę, bo tam mieszkała moja siostra, która w tamtym czasie baaaardzo mi
pomogła (to druga siostra, nie ta od przeprowadzki na mazury, ale właśnie sobie
uświadomiłam, że obydwie- choć w różnym czasie- pomagały mi rozpocząć nowe życie).
Wspomniane dwa lata to był czas, kiedy już mieszkałam i pracowałam w Warszawie,
ale często przyjeżdżałam na mazury, a każdy wyjazd stąd był okupiony łzami.
Pamiętam jak dziś, gdy siedząc w autobusie kombinowałam w głowie, że „a może
zatrzymać kierowcę, a może skombinuję L4 i jeszcze chociaż kilka dni tu pobędę…”.
Potem pojawili się znajomi (super fajna ekipa z pracy) i chłopak i życie w
stolycy zaczęło być znośniejsze. Ale nigdy nie chciałam tam zostać na stałe i
powtarzałam, że kończę szkołę i stamtąd wybywam. I tak się szczęśliwie
stało:) Chciałam wybyć do Irlandii ( nie
dlatego, że był bum na wyjazdy w tym kierunku, ale dlatego, że platonicznie
byłam zakochana w zielonej wyspie), ale całkiem realna miłość zwiodła mnie do
Szczecina (oczywiście miłość do chłopa, a nie do Szczecina, bo podejmując
decyzję, że będę tam mieszkać, nie widziałam tego miasta na oczy). A po trzech
latach mieszkania w Szczecinie, ta sama miłość mnie zawiodła i… „co się
martwisz co się smucisz ze wsi jesteś na wieś wrócisz” J Na tę moją ukochaną wieś, od
której zdążyłam odwyknąć… do tego stopnia, że zmieniło się moje postrzeganie o
tyle, że mieszkanie tu uważałam za porażkę życiową tych, którzy tu się ostali,
no bo (i wraca wątek)…. „co tu robić?”*, że tak pozwolę sobie klasyka podśpiewać.
Miasto szarzeje, pustoszeje, niewiele się zmienia. A jednak jak tu ponownie zamieszkałam,
to okazało się, że z pełną empatią mogę razem ze Smalcem z Radical News
zaśpiewać „Moje miasto to samo co
piętnaście lat temu, nie oddałem serca żadnemu innemu….”. Mimo, że
polubiłam te miasta w których mieszkałam, to jednak moje serce było cały czas
tutaj. Myślę, że cała tajemnica tkwi właśnie w tym jaskółczym „tu się
urodziła”, we wspomnieniach z dzieciństwa, w poczuciu bezpieczeństwa, ciepła,
jedynej w swoim rodzaju „swojskości”. A może to moje miasto jest wyjątkowe? Bo
większość młodych wyemigrowanych chciałoby tu jednak wrócić ( ale „co tu
robić?”). Przyznam szczerze, że snuję czasami takie wizje utopijne, że wrócą Ci
wszyscy aktualnie wielkomiejscy i korzystając z różnorodności doświadczeń
zawodowych wyciągniętych z dużych miast stworzymy taką samowystarczalną
społeczność, gdzie będziemy wymieniać się usługami (kasa będzie zostawała i się
„obracała” w małym kręgu, jak w czasach średniowiecznych). No spora część może
jednak się przebranżowi, bo to co aktualnie wykonują nijak się ma do tego o
czym marzą (w sferze zawodowej). Tak czy siak bylibyśmy samowystarczalni, każdy
miałby pracę i był szczęśliwy :)
Ale jak opuszczam te wizje utopijne i wracam na ziemię, to
sama nie wiem czy nie będę zmuszona znowu stąd wybyć... no chyba że będzie „co
tu robić”...
* "co tu robić" wyrwane jest stąd, ale bez nawiązania do reszty tekstu:
* "co tu robić" wyrwane jest stąd, ale bez nawiązania do reszty tekstu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz