czwartek, 21 czerwca 2012

co tu robić


Moje dziecię dostało od swojego taty książkę z wierszami Konopnickiej, a w niej znajduje się nieznany mi dotąd wiersz pt. „Jaskółeczka”, zaczyna się tak:

„Nasza czarna jaskółeczka
Przyleciała do gniazdeczka
Przez daleki kraj,

Bo w tym gniazdku się rodziła,
Bo tu jest jej strzecha miła,
Bo tu jest jej raj.”

I nie żebym była czarna (wręcz biała jak córka młynarza), ale poczułam, że to o mnie jest. Przez całą Polskę przejechałam, żeby wrócić w swoje rodzinne strony, no ale sedno znajduje się w tym „bo tu jest jej raj”. Spotkałam niedawno koleżankę z podstawówki, która jak większość moich rówieśników wybyła stąd i mieszka w większym mieście (czy raczej „dużym”, bo większe  miasto od mojego to może być Pcim DolnyJ). I tak od słowa do słowa i okazuje się, że „no mieszka tam, ale nie wie czy na zawsze, czasami myśli żeby tu wrócić”. No ale pewnie nie wróci, bo nasz powiat osiągnął ostatnio zaszczytne pierwsze miejsce w stopniu zaawansowania bezrobocia. Nie wróci, tak jak większość zapewne. No chyba, że coś się wydarzy i oprócz urokliwego miejsca do życia, będzie za co żyć.

Gdy dziesięć lat temu emigrowałam stąd, dwa lata trwało, zanim pogodziłam się z myślą, że muszę mieszkać gdzie indziej, bo tu nie ma szans na pracę (no i przydałoby się dalej poedukować). Oczywiście padło na Warszawę, bo tam mieszkała moja siostra, która w tamtym czasie baaaardzo mi pomogła (to druga siostra, nie ta od przeprowadzki na mazury, ale właśnie sobie uświadomiłam, że obydwie- choć w różnym czasie- pomagały mi rozpocząć nowe życie). Wspomniane dwa lata to był czas, kiedy już mieszkałam i pracowałam w Warszawie, ale często przyjeżdżałam na mazury, a każdy wyjazd stąd był okupiony łzami. Pamiętam jak dziś, gdy siedząc w autobusie kombinowałam w głowie, że „a może zatrzymać kierowcę, a może skombinuję L4 i jeszcze chociaż kilka dni tu pobędę…”. Potem pojawili się znajomi (super fajna ekipa z pracy) i chłopak i życie w stolycy zaczęło być znośniejsze. Ale nigdy nie chciałam tam zostać na stałe i powtarzałam, że kończę szkołę i stamtąd wybywam. I tak się szczęśliwie stało:)  Chciałam wybyć do Irlandii ( nie dlatego, że był bum na wyjazdy w tym kierunku, ale dlatego, że platonicznie byłam zakochana w zielonej wyspie), ale całkiem realna miłość zwiodła mnie do Szczecina (oczywiście miłość do chłopa, a nie do Szczecina, bo podejmując decyzję, że będę tam mieszkać, nie widziałam tego miasta na oczy). A po trzech latach mieszkania w Szczecinie, ta sama miłość mnie zawiodła i… „co się martwisz co się smucisz ze wsi jesteś na wieś wrócisz” J Na tę moją ukochaną wieś, od której zdążyłam odwyknąć… do tego stopnia, że zmieniło się moje postrzeganie o tyle, że mieszkanie tu uważałam za porażkę życiową tych, którzy tu się ostali, no bo (i wraca wątek)…. „co tu robić?”*, że tak pozwolę sobie klasyka podśpiewać. Miasto szarzeje, pustoszeje, niewiele się zmienia. A jednak jak tu ponownie zamieszkałam, to okazało się, że z pełną empatią mogę razem ze Smalcem z Radical News zaśpiewać „Moje miasto to samo co piętnaście lat temu, nie oddałem serca żadnemu innemu….”. Mimo, że polubiłam te miasta w których mieszkałam, to jednak moje serce było cały czas tutaj. Myślę, że cała tajemnica tkwi właśnie w tym jaskółczym „tu się urodziła”, we wspomnieniach z dzieciństwa, w poczuciu bezpieczeństwa, ciepła, jedynej w swoim rodzaju „swojskości”. A może to moje miasto jest wyjątkowe? Bo większość młodych wyemigrowanych chciałoby tu jednak wrócić ( ale „co tu robić?”). Przyznam szczerze, że snuję czasami takie wizje utopijne, że wrócą Ci wszyscy aktualnie wielkomiejscy i korzystając z różnorodności doświadczeń zawodowych wyciągniętych z dużych miast stworzymy taką samowystarczalną społeczność, gdzie będziemy wymieniać się usługami (kasa będzie zostawała i się „obracała” w małym kręgu, jak w czasach średniowiecznych). No spora część może jednak się przebranżowi, bo to co aktualnie wykonują nijak się ma do tego o czym marzą (w sferze zawodowej). Tak czy siak bylibyśmy samowystarczalni, każdy miałby pracę i był szczęśliwy :)
Ale jak opuszczam te wizje utopijne i wracam na ziemię, to sama nie wiem czy nie będę zmuszona znowu stąd wybyć... no chyba że będzie „co tu robić”...

* "co tu robić" wyrwane jest stąd, ale bez nawiązania do reszty tekstu:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz