sobota, 2 czerwca 2012

Jimmy jazz, czyli małe cuda cz. II


Pierwszy mój wpis zawierał obietnicę, że będzie tu trochę o małych cudach dnia codziennego. Poli do tego zaliczyć nie mogę bo ona jest moim wielkim, ogromnym, gigantycznym cudem dnia codziennego i życia w ogóle (mimo, że potrafi dać w kość, oj potrafi…J).
Kilka dni temu (to była chyba środa) wydarzył się właśnie taki cud. W sumie to całkiem podobny to tego pierwszego, bo też chodziło o przesyłkę, a jednak nieco inny jeśli chodzi o poziom zaskoczenia i „telepatii”. Sprawcami tej przesyłki byli przesympatyczni szczecinianie, mega pozytywni ludzie! I nie chodzi o to, że sama przesyłka mnie zaskoczyła, bo nie miałam pojęcia, że do nas idzie (piszę do nas, bo Pola też została obdarowana), ale o tę telepatię właśnie. Ale zanim powiem dlaczego, to muszę wrócić do zeszłej niedzieli kiedy wędrowałam po mazurskich lasach i usypiałam Polika, w uszach grała mi muzyka i pojawiła się myśl, że posłuchałabym czegoś nowego, a raczej czegoś co słyszałam pobieżnie, ale nie zagłębiłam się w twórczość i pomyślałam wtedy o Kometach, a potem o Partii. Być może zbiegło się to z myślą o czasach, kiedy mieszkałam z moim przedostatnim „byłym” , który czasami „wrzucał ” Partię lub Komety do odtwarzacza i szedł palić na balkon i było jakoś tak… młodzieńczo i beztrosko J No, ale ja nie o tym chciałam… No więc mamy niedzielę i myśl o Kometach i Partii, krótką i całkiem luźną, aż tu nadchodzi środa (a może jednak wtorek…), otwieram przesyłkę i…. już wiecie co w niej znajduję J ale jeszcze oprócz Partii i Komet była też płyta Aliansów, których wieki całe nie słyszałam, a na dopełnienie szczęścia- fajna regałowa koszulka ;) Ze sprawcami przesyłki nie byłam w kontakcie od miesięcy. Czas jakiś temu przekazałam ciężarówkowe ubrania (ciężarówka już się wypakowała – na załadunku był piękny Aleksander), część z nich powędrowała dalej – do kolejnej ciężarówki, która jeszcze nie dotarła na rozładunek (sorry za te techniczne porównania, ale mój tata jest tirowcem), a część (jak się domyślam) zabłądziła w zakamarkach szafek i trafiła do mnie z powrotem, uzupełniona o  prezenty dla Poli i dla mnie (więcej było prezentów). Na co dzień rodzice Olka tworzą wytwórnię muzyczną Jimmy Jazz Records (http://www.jimmyjazz.pl/)  i wydają również te kapele, ale powiedzcie, skąd oni wiedzieli????? I to w takim momencie…. Czy to nie cud właśnie? Jeszcze raz dzięki wielkie Państwu Dzidkom! :)

2 komentarze:

  1. "Stoję na balkonie palę papierosa...Warszawa i ja". To się akurat nie zmieniło nawet mimo rzucenia palenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. hahahahaha dokładnie!!! :) no coś Ty? nie palicie? SZACUN!:)

    OdpowiedzUsuń