wtorek, 9 października 2012

Priorytety


Jestem po obejrzeniu „Jesteś Bogiem” (swoją drogą myślę, że na wyrost rozdmuchanego-  mi w każdym razie jaj nie urwał, mimo że łzę wycisnął) i tak w uzupełnieniu poprzedniego posta chciałam wrzucić kawałek Paktofoniki, który mi cały czas chodzi po głowie. Jest to też poniekąd uzupełnienie posta pn. ”Piosnki” – po 1 dlatego, że jest to kolejna piosenka „z treścią” (a przynajmniej ref.), a po 2 – kolejny dowód na to, że łatwo się pisze i śpiewa, a trudniej stosuje w życiu. Niestety….

„Wszystko ma swoje priorytety, 

Niestety
Wszystko ma swoje 
Wady, 
zalety
Hierarchia wartości
Obowiązki, 
Przyjemności




poniedziałek, 8 października 2012

odpowiedzialnosc


Był plus życia na prowincji, to teraz minus samotnego macierzyństwa dla równowagi. Czasami czuję się wręcz przygnieciona odpowiedzialnością za życie swoje i Poli. Przede wszystkim Poli…. I wiem, że będąc matką w związku, równie często cała odpowiedzialność spoczywa też tylko i wyłącznie na mamie, ale jakoś tak się łudzę, że gdyby ten tata był u boku, to mogłabym chociaż 30% tej odpowiedzialności oddać. A tak to wszystko mam wiedzieć ja… a najbardziej przytłaczają mnie wizyty u lekarza i to: „to Pani musi podjąć decyzję” (no akurat nie mój lekarz rodzinny, bo z niego to fajny kolo jest ; )). I teraz tak: szczepić i ryzykować skutki uboczne, czy nie szczepić i ryzykować powikłania pochorobowe? Podawać już nabiał? Używać tego leku? I cała kupa takich pytań. I jeszcze ta odpowiedzialność całożyciowa…. że nie można się skupić na wychowywaniu i szczęśliwym macierzyństwie (gdzie największym problemem jest decyzja czy używać pieluszek ekologicznych), tylko martwić za co będziemy żyć ( szczęśliwie udało mi się znaleźć pracę, ale kosztem wyrzutów sumienia, że za mało czasu spędzam z dzieckiem), gdzie mieszkać (mieszkania nie udało się jeszcze znaleźć)…. z kim będziemy żyć – bo na eksperymenty też już nie ma miejsca, bo dziecko się przywiązuje, albo jakąś patologię nieświadomie można do domu ściągnąć (o co nie trudno w dzisiejszych czasach). A może bez faceta w domu? Ale czy bez męskiego wzorca na co dzień będzie jej lepiej? I tak bez końca…. I niby wiem, że nie jestem w stanie nie popełnić żadnego błędu, ale jednak wolałabym żeby był on możliwie jak najmniejszy.
A powinnam niby się przyzwyczaić, bo przecież już od samiusiego początku tak było. Jak byłam w pierwszym trymestrze ciąży to musiałam zrezygnować z wymarzonego wyjazdu do Barcelony (a bilet już był kupiony) i z jeszcze bardziej wymarzonego festiwalu ( w pomoc organizacji którego włożyłam całe serce), bo ciąża- jak co druga w dzisiejszych czasach- zagrożona….. No ale mój lekarz od ciąży powtarzał – „Priorytety”. Wybierasz to na czym Ci bardziej zależy. I nigdy nie miałam wątpliwości, że bardzo dobrze wybrałam, będąc odpowiedzialną (znowu…) za jej szczęśliwe wyjście na świat. Chociaż w tamtym czasie bardzo mnie korciło, żeby zaryzykować, oj bardzo. No ale na tym chyba polega dojrzałość, że świadomość konsekwencji powstrzymuje nas przed działaniem (albo nie powstrzymuje - jeśli jesteśmy w stanie zaakceptować ewentualne „kuku”). Ktoś kiedyś mi powiedział: „Rób co chcesz, ale umiej ponosić tego konsekwencje”. I ta konsekwencja to niezbędna składowa odpowiedzialności. Ale z ponoszeniem odpowiedzialności i liczeniem się z konsekwencjami to u ludzi jest różnie. Ostatnio obserwuję, wręcz patologiczne unikanie odpowiedzialności za swoje zachowanie (przez całkiem dorosłych członków społeczeństwa). Bo jak się udawało długo bez ponoszenia konsekwencji, a nagle trzeba je ponieść całkiem spore (coś jakby kumulacja), to jest wielkie poczucie niesprawiedliwości, że jak to? Że przecież to nie ja jestem winny/winna, to że tak zrobiłem/łam to jest wina…. I tu już należy wpisać kogo lub czego. I zamiast pochylić głowę, przeprosić i ….. no niestety ponieść konsekwencję (co zwykle i tak jest nieuniknione), to ludzie sobie jeszcze bardziej do gara ładują. Zapewne jest to wrodzony mechanizm obronny i taka nasza psychika (na tyle siebie znamy, na ile nas sprawdzono), ale jakoś głową ogarnąć tego nie potrafię.
No cóż, mi się też zdarzyło kilka niefajnych rzeczy w życiu zrobić i myślę, że kogo powinnam to przeprosiłam (osobiścieJ), a konsekwencje ponoszę tak czy siak. I nikogo to wina, że byłam głupia, słaba, albo zrobiłam najzwyczajniejszy w świecie błąd (daj o losie, żebym się jak najpilniej na nich uczyła…). Taki lajf…. a iść trzeba dalej J

piątek, 14 września 2012

Pani Kredka


Mawia się czasami „uważaj o czym marzysz, bo może się spełnić”. Jak byłam mała to marzyłam, żeby być Panią Kredką, która była kobitką od zabaw plastycznych w „Domowym przedszkolu”  albo „Ciuchci”, nie pamiętam…. Ale pamiętam za to jak wokół niej siedziały dzieciaki, a ona im mówiła jak wykonać jakąś pracę plastyczną, a na koniec kręciła kulki z modeliny i robiła z nich przefantastyczne ludziki…. I się tak porobiło, że mi się teraz zawodowo też zdarza instruować dzieci jak wykonać jakąś pracę plastyczną, a kilka dni temu kręciłam swoje pierwsze kulki z modeliny :) Efekt na zdjęciach poniżej. Dla wyjaśnienia- modelinę miałam już wcześniej w rękach, ale zwykle robiłam z niej bazę do biżuterii… To co powstało ostatnio to moje pierwsze podejście do „postaci”. Chyba się wkręcę, a i dzieciaki przy okazji;)



czwartek, 13 września 2012

Uroki prowincji


Jak zaczynałam pisać tego bloga, zapowiadałam, że będzie o urokach życia na prowincji i chyba nadszedł ten czas, żeby napisać o uroku pierwszymJ  A jest nim mianowicie okolica i walory naturalne, które niestety nie są charakterystyczne dla każdej prowincji, a nawet zaryzykowałabym stwierdzenie, że na naszej są najpiękniejsze! :) Oprócz wspomnianego ogródka działkowego (która znajduje się pod lasem), mamy dostęp do jeziora – spacerem pewnie jakieś 8 min (do najbliższej plaży)– dokładnie nie wiem, bo nigdy nam czasu nie mierzyłam. Ostatnio jak były słoneczne dni (bo promocja się skończyła i ostatnio leje), chodziłyśmy sobie na nadjeziorny spacerownik i więcej pisać o urokach nie będę, tylko je pokażę.






poniedziałek, 10 września 2012

żuczek gnojarek


Dzisiaj z babcią miałyśmy w tym samym momencie to samo skojarzenie (tylko babcia je zwerbalizowała), gdy Pola tocząc przed sobą dużą niebieską piłkę (taką do ćwiczeń) wkroczyła do pokoju -"żuczek gnojarek" jak nic!! Z tym skojarzeniem przezabawnie to wygląda...
A ciąg dalszy tematu „gnojowego” był przy wieczornej kąpieli, gdy Poli zdarzyło się (nie po raz pierwszy zresztą) „skuptać” do wanny. Zareagowała płaczem i w sumie nic dziwnego – ja też bym się popłakała jakbym się sobie osobiście do wanny zesrała. Na tę okoliczność przypomniało mi się jak kilkadziesiąt lat temu (miałam pewnie jakieś 5-6 lat) kąpałam się z cztery lata młodszą sąsiadką (wtedy ciut większą od mojej Poli) i w pewnym momencie wypłynęła na powierzchnię płyta pilśniowa, którą ochoczo chwyciłam w rękę i jak mi się rozmiażdżyła w dłoni to wrzaskom nie było końca. Nie pamiętam czy nasunęło mi się w tamtym momencie pytanie z pewnego dowcipu „ale skąd w d… glina?”, ale mogę domyślać się jedynie, że raczej nie…..
A wracając do „dzisiaj” to młoda zapragnęła być Angeliną Jolie i szybkim zaryciem twarzą w chodnik (ach te prędkości i nowe buty), w sekundę lewą stronę ust miała niemalże identyczną jak wspomniana celebrytka….  A ja wystraszyłam się nie na żarty. Taka opieka nad żuczkiem gnojarkiem to nie zabawa… do tego świadomość, że nie da się przed wszystkim dzieciaka ustrzec jest |ciut" dołująca.

niedziela, 9 września 2012

piosnki


       „Ręce do góry, daj całe złoto, które wieziesz ze sobą, ręce do góry, bez siły lub przemocą” zaśpiewała mi się piosenka Kultu z płyty „Mój wydafca”, gdy usypiając Polę myślałam sobie o tych co ulokowali swoje oszczędności w Amber Gold. Takich tekstów nie tracących na aktualności jest zdecydowana większość (procentowo pewnie jakieś 99%).  Większość mojego życia to piosenki i teksty. Często miałam tak, że gdy padało jedno słowo kontynuowałam tekstem z jakiejś piosenki (jeszcze mi się to zdarza, ale już sporadycznie). Ostatnio podupadłam na tym zapamiętywaniu tekstów, chyba się starzeję.  Ale też słucham dużo mniej muzyki   (chociaż nową płytę happysad już prawie znam na pamięć – i gorąco polecamJ). Nie ma sensu zagłębiać się czy to przez to, że nie znajduję nic nowego dla siebie, czy dlatego, że co innego mam na głowie i na szukanie i słuchanie muzyki nie wystarcza już czasu. Chwała losowi za to co dostałam, za siostrę i jej (wtedy jeszcze) chłopaka, którzy pożyczali płyty Kultu i zaprowadzili na pierwszy ich koncert ( a może to był KnŻ ), za ex/chłopaka-panka, który zaraził Pidżamą Porno (chociaż siostra i jej chłopak też w tym temacie mieszali) i innymi fajnymi kapelami. Trochę tekstów znalazłam też sama i sporo z nich dla siebie i swojego kręgosłupa moralnego przyswoiłam.
     A ponieważ zdarzyło mi się żyć z muzykiem, trochę tego „środowiska” poobserwować i trochę historii posłuchać to mam też taki (smutny) wniosek, że niestety czasami zdarza się tak, że tekst pisany nijak przekłada się na życie piszącego. Niemniej ważniejsze jest chyba jaki ma wpływ na masy i jeśli jest to wpływ pozytywny, to szlag z tą jednostką, co to napisała ( w sensie, niech żyje i pisze dalej – szlag z tym jak to się przekłada na jej życie). A druga dziwna obserwacja, czy raczej odczucie jest już bardziej osobiste. Wielokrotnie miałam okazję podglądać proces powstawania piosenek i zupełnie zatraciłam umiejętność emocjonalnego ich odbioru (tych konkretnie, które powstawały na moich "uszach"). Po prostu piosenka to dla mnie oddzielny byt, a tu jakoś tak nierozerwalnie wiązały się z twórcą i tworzeniem i (chyba) przez to traciły moc przekazu.
    Wracając jednak do tekstów i niesionych treści, to takich, które są drogowskazami mam wiele, ale szczególnie lubię cytować dwa. Pierwszy to tekst Pidżamy Porno z piosenki (i płyty o tym samym tytule) Styropian:
„Możesz splunąć w moją twarz bez zastanowienia 
Nie mam się czym bronić - popatrz 

Trzymam ręce w kieszeniach 

Nie mów mi co mam robić 

Skąd wiesz co jest dla mnie lepsze 

Niczego nie chcę ci narzucać 
Niczego nie chcę ci powiedzieć dziś 
Twoje życie - twoje decyzje 
Najlepiej wiesz czego ci najbardziej brak 
Twoje prawa - twoja sprawa „




A drugi cytat, z angielska brzmi tak : "do to others as you
 would have them do to you" 
that`s my motto I hope 
you have one too” 

to natomiast fragment piosenki “Search for truth” Paddy’ego Kelly.
       I te dwa fragmenty często mi się śpiewają, trochę rzadziej mi się „przestrzegają”, a walczę…. 
Ale ostatnie doświadczenia życiowe uświadomiły mi też sukces piosenek radiowych. Bo jak Ci ktoś, kogo traktowało się jak najważniejszą osobę w życiu, skopie serce (a sukces bierze się stąd, że takich skopanych serc jest wiele) to wyłapujesz z otoczenia wszystko co doda Ci sił i otuchy i się człowiek budzi o piątej rano  śpiewając wraz z Julą „jestem Ci wdzięczna i zapamiętaj na pewno przetrwam, gdy nie będzie nas”
I tak to w życiu alternatywa się przeplata z popem, a baba z chłopem… że tak pozwolę sobie zarymować J   

czwartek, 6 września 2012

działkowiczki


     Poważne tematy ostatnio były na tapecie to dzisiaj znowu trochę codzienności. Powrócił temat ząbkowania – za każdym razem objawia się w silniejszej wersji (biegunka, ślinotok, stan podgorączkowy, marudzenie, a teraz doszedł płacz niemiłosierny i marudzenie). Oczywiście leki przeciwbólowe i żel na dziąsła są w ruchu, ale ból chyba jest poważny, bo nie chodzi raczej o jednego zęba… sprawa się rozgrywa o ciut więcej –tak oceniam na moją intuicję i oko matczyne.
     Oprócz tego sezon jesienny się rozpoczął, więc Pola chętnie chwyciła za grabie i pomaga babci w działkowych porządkach. Sama potrafi unieść całe grabie (!?), a nawet trenować nimi kajakarstwo (macha nimi naprzemiennie w powietrzu jak wiosłami). A po powrocie do domu i wieczornej kaszy chętnie omawia z babcią co zostało zrobione… a może dyskutuje o czymś innym… jeszcze ciężko stwierdzić. W ogóle taki roczny człowiek (z kilkoma miesiącami) to już potrafi rozśmieszyć i w sumie nie ma dnia, żebym się przez nią nie śmiała. Czy raczej dzięki niej. Taki mój prozak na trudne "ostatnio" dni.